CZY RZECZYWIŚCIE NIC TAM NIE MA ?

Sianki, Beniowa, Bukowiec, Sokoliki Górskie, Tarnawa Wyższa i Niższa, Dźwiniacz Górny i Dydiowa. Dziewięć dziwnych, nic nie znaczących nazw na mapie Bieszczadów. W przeszłości, jeszcze nie tak bardzo odległej, dziewięć wiosek bojkowskich położonych po obu stronach Sanu w jego górnym biegu. Dziewięć osad ludzkich rozrzuconych na przestrzeni około trzydziestu kilometrów, gdzie jeszcze przed II wojną światową rodziło się, pracowało, kochało się i umierało blisko dziesięć tysięcy ludzi. Przez szereg lat współżyli tu w zgodzie Polacy, Rusini , Żydzi. Do dzisiaj po nich i po ich domach niewiele pozostało. Na miejscach, gdzie kilkadziesiąt lat temu stały wioski, teraz panuje pustka, a o ich niegdysiejszej bytności świadczą ruiny, fundamenty, studnie, sady, które straszą swoim wyglądem i cmentarze. Czasem przy drodze natknąć się można na kapliczkę, coraz częściej bez krzyża, bo te rozkradane są i niszczone przez "miłośników kultury bojkowskiej" i "turystów".

Chodząc po tych pustkowiach naprawdę bardzo trudno jest sobie wyobrazić, że dolina jeszcze nie tak dawno tętniła życiem. Że drogą jechali bryczką goście do dworu, z pobliskiej stacji kolejowej dolatywał pisk lokomotywy, nad Sanem pracował młyn, niedaleko drogi pasło się kilka krów, z pól niósł się dźwięk ostrzonych kos, a na połoninach pasterze gwizdali i strzelali z bata na bydło.

A wszystko zaczęło się w XVI wieku, kiedy to rodzina Kmitów skolonizowała te tereny. Te dziewięć wiosek powstało w mniej więcej tym samym czasie, a ich lokacji dokonano na prawie wołoskim.. Oznaczało to, że na miejsce, gdzie miała powstać wieś przybywała grupa zainteresowanych ludzi, na których czele stał kniaź (sołtys), zaś nad kilkoma wioskami należącymi do jednego właściciela- wojewoda wołoski zwany krajnikiem. Dużym ułatwieniem dla osadźców, jak na owe czasy był sposób płacenia czynszu właścicielowi. Dokonywano tego w naturze, nie w walucie. Drugim uproszczeniem było to, że w razie jakichkolwiek sporów wewnątrz wsi zwracano się do kniazia, który sprawował w osadzie funkcję sądu. Warunki jakie niosło ze sobą prawo włoskie były dla tzw. Osadźców korzystne i chętnych do osiedlenia się na "surowym korzeniu" raczej nie brakowało, jeśli porównamy dane liczbowe z końca XVI wieku. A "surowy korzeń" oznacza, że musieli oni sobie najpierw wyciąć i wykarczować las, a później zakładać pola. Aby zapewnić sobie "ruch w interesie", właściciel na określony czas ( zwykle dwadzieścia lat ), zwalniał osadników ze wszelkich świadczeń. Prawo wołoskie przewidywało także w nowo tworzonych wsiach budowanie cerkwi prawosławnych, nie zaś kościołów katolickich. Dlaczego? Dlatego, że prości chłopi, którzy mieli stać się mieszkańcami tych terenów byli wyznania prawosławnego, a budowanie cerkwi i rozwijanie osad prawosławnych miało ich tutaj przyciągnąć. Była to więc celowa, dobrze pomyślana i szeroko rozwinięta akcja kolonizacyjna, która w całych Bieszczadach trwała przeszło dwieście lat i co najważniejsze - przyniosła skutki.

Można by sobie pomyśleć: żyli tu sobie ludzie, którzy trudnili się bardzo prymitywną uprawą roli, hodowali bydło, przeważnie długorogie siwe węgierskie, które sprzedawali na targach w Lutowiskach, chodzili co niedzielę do cerkwi, a oprócz zwykłych wioskowych awantur czy wojen, jak choćby ze Szwedami (XVIII w.) nie działo się nic ciekawego. Nie, tak dobrze to im nie było. Plagą byli rozbójnicy zwani tutaj beskidnikami. Napadali na dwory, plebanie i prostych ludzi, pozostawiając na swej drodze zniszczenie, chaos i śmierć. W 1677 roku przeciwko nim powołano specjalne oddziały. Byli to tzw. smolacy w sile około stu ludzi na granicy od Wołosatego na wschód i dwudziestu koło Przemyśla. Niezgorszych rozrywek od czasu do czasu dostarczali Tatarzy, którzy zapuszczali się tutaj żeby trochę narozrabiać, wziąć w jasyr i nagrabić ile się da. Legenda mówi, że to właśnie przez nich przestała istnieć wieś Dołhyłuch (długa podmokła łąka) - założona w 1590 roku przez Jana Stadnickiego, w której kniaziem był Iwan Simkowicz. Położona była tam, gdzie dziś znajduje się Muczne. Podanie o zagładzie przetrwało w pobliskiej Dydiowej. Skośnoocy rozbójnicy często nawiedzali bieszczadzkie wsie, te jednak zawsze odradzały się. Dlatego niektórzy uważają, jakoby przyczyną upadku wsi Dołhyłuch był nie najazd tatarski, ale ekonomiczna plajta. Wspomniana wcześniej Dydiowa była średniej wielkości wsią, położoną w większości po wschodniej stronie Sanu. Z tej strony rzeki, którą obecnie nazywamy naszą, stało tylko kilka gospodarstw. Oczywiści nie pozostały po nich jakieś wyraźniejsze ślady prócz ruin murowanego młyna.

Trudno żyło się ludziom w worku. Oprócz niebezpieczeństw związanych z beskidnikami i Tatarami, oprócz ciężkiej pracy mieli jeszcze biedę i zacofanie z podani z 1789 roku czytamy o ubóstwie parafii w Turce: "...Paroch i Magistrat musieli dać na trumnę deszczek i ludzi, aby dół wykopali, koni, do chorych w góry jadąc u żydów najmują, bo w górach tylko wołami jeżdżą...". Ten krótki opis odnieść można do całego worka na przestrzeni kilku wieków. Chłopi, którzy bezpośrednio zajmowali się pracą, polska szlachta i żydowska część społeczności raczej nie mogła narzekać na nadmiar pieniędzy. Ożywienie gospodarcze nadeszło dopiero pod koniec ubiegłego wieku. Rejon ten skorzystał bardzo na wybudowanej przez Austriaków linii kolejowej ze Lwowa do Wiednia, która biegła przez Sokoliki i Sianki. Ludzie zaczęli wtedy myśleć nad tym, aby zarobić co nieco. Pojawiać się zaczęły nowe firmy, spółki, przeważnie żydowskie, dzięki którym wycinano lasy w worku dla potrzeb rozwijającego się w Bieszczadach przemysłu naftowego, budowano tartaki, fabryczki i kolejkę wąskotorową.

Ziemia w worku przez szereg wieków należała do polskiej szlachty. Sytuacja zaczęła zmieniać się pod koniec XIX i na początku XX wieku, kiedy to Żydzi coraz częściej stawali na współ lub właścicielami majątków ziemskich i małych zakładów przemysłowych. Tak było w przypadku Tarnawy, Sokolików, Beniowej i Bukowca. Nic wszakże nowego; polska szlachta lubiła i wypić dobrze, i dobrze zjeść, i zabawić się. A czasy były nienajlżejsze i korzystali na tym ci, którzy o tym wiedzieli i umieli to wykorzystać.

Potem była I wojna światowa. Do dziś istnieje cmentarz z tamtego okresu w Bukowcu. Nie wiadomo czy tam są pochowani żołnierze austriaccy czy rosyjscy, a może jest ich wspólna mogiła? Walki toczono tutaj zimą 1914/15 roku. Była to sroga zima, taka, jaką w Bieszczadach można spotkać co roku. W czasie wojny i bitew tutaj rozegranych ginęli tylko żołnierze ale także cywilna ludność. Wojska, aby zbudować fortyfikacje rozbierały budynki, nawet mieszkalne, żeby się ogrzać rekwirowały chłopom drewno, żeby coś zjeść zabierały inwentarz. Niejednokrotnie austriackie wojsko, widząc w każdym kto mówi po rusku, wroga i szpiega, wypędzało ludność z domów i całych wsi, co nazywano ewakuacją. Najcięższe walki w worku toczyły się pod Opołonkiem, na którym do dziś zachowane są umocnienia obronne. Pierwsza wojna zakończyła się dla worka wiosną 1915 roku, a druga prawie nie dała o sobie znać. Co prawda byli Niemcy, wzdłuż Sanu utworzono granicę pomiędzy Generalną Gubernią a Związkiem Radzieckim, ale tutejsze góry, lasy i ludzie nie oglądali takich walk jak 1915 roku.

Najokrutniejsze dla terenów górnego Sanu i jego mieszkańców okazały się ostatnie lata wojny i okres bezpośrednio po niej. San oficjalnie został granicą pomiędzy Ludową Polską a ZSRR, co spowodowało przecięcie wszystkich wiosek na pół i rozdzielenie ludności. Nie to jednak było najgorsze. Przez te lata prowadzono, zakrojoną na szeroką skalę akcję przesiedleńczą, zarówno po stronie wschodniej jak i zachodniej. Ludzi wysiedlano wgłąb Polski lub ZSRR, zależnie od tego, po której stronie Sanu mieszkali. Końcowym etapem repatriacji mieszkańców worka jak i całych Bieszczadów była akcja "Wisła". Jej celem było zlikwidowanie oddziałów UPA. Trzeba wiedzieć, że mogły one funkcjonować dzięki zapleczu, które stanowiły wsie zamieszkałe w większości przez ludność ukraińską. Po wysiedleniu przystąpiono do tzw. czyszczenia granicy. Burzono domy, dwory, wszelkie zabudowania, palono cerkwie. Usunięto wszystko co mogłoby przypominać kiedykolwiek obecność ludzi na tym terenie. To, co pozostało stanowi niechlubną pamiątkę okrutnej polityki stosowanej wobec dawnych mieszkańców. Zniknęli stąd nie tylko ludzie, ich mieszkania, zginęła też ich kultura i obyczaje. Teraz tam, gdzie mieli oni swoje gospodarstwa rośnie las, pola zarosły trawami, sad zdziczały, a to co pozostało niszczeje, a raczej niszczało przez wiele lat. Od kilku lat renowacją nagrobków i kapliczek zajmują się ludzie, którym zależy na tym, aby pamięć o worku i jego mieszkańcach nie zaginęła. Odnawiają krzyże, remontują zniszczone pomniki nagrobne, konserwują je. Chodząc po dolinie Sanu można spotkać jakiś "nowy" eksponat, którego wcześniej nie było. To właśnie zasługa "nagrobków"- tak nazywamy grupę zapaleńców, która podjęła się ratowania pozostałości kultury mieszkańców worka.

Kilkanaście lat po wysiedleniu ludzi ich miejsce zajęły zwierzaki. Rozmnażały się szybko, bo lasu miały pod dostatkiem i człowiek i zbytnio nie przeszkadzał. Ową obfitość zwierzyny dostrzegli ludzie, którzy mieli władzę, pieniądze i lubili sobie postrzelać. Zainteresowali się Mucznem. Była to mała osada leśna nad potokiem o tej samej nazwie, w której znajdował się m. in. hotel robotniczy pokryty blachą. Z jego okien roztacza się widok na obskurne domy. I był to powód do jego przebudowy. Z czasem hotel zaczęto nazywać pałacem; murowane domy pięknie obito drewnem i wybudowano ekskluzywną chatę dla myśliwych zwaną: "jaroszewiczówką". Słowem - zapadła dziura zamieniona została w imponującą osadę leśną. Wstęp tam miały tylko wybrane osoby, nierzadko byli tu ludzie z najwyższego kierownictwa państwowego i partyjnego oraz wysokiej rangi zagraniczni goście (m. in. brat szacha Iranu - Pahlavi, marszałek J.Tito) . Ich łupem padały rysie, wilki, żubry i jelenie. Pogłowie zwierzyny utrzymywano na sztuczni wysokim poziomie poprzez obfite dokarmianie. Tony siana, marchwi, buraków doprowadziły do tego, że jeśli ktoś w worku bieszczadzkim nie zobaczy zwierzaka, to musi "mieć szczęście".


email6.gif (3506 bytes) Uwagi do Webmastera

Powrót do strony głównej serwisu WOREK